W Chinach mieszka aktualnie ponad 1,3 miliarda ludzi, z czego aż 800 milionów z nich ma dostęp do Internetu. Mając taką liczbę aktywnych użytkowników, chińskie władze muszą sprawnie monitorować spory i kłótnie online między nimi. W tym celu powstały dwa tzw. „sądy internetowe”, których jedynym zadaniem jest śledzenie nagannego zachowania w Internecie, co znacznie skróciło oczekiwanie na wyrok. Teraz, by ulepszyć działanie systemu w zakresie walki z plagiatorami, rząd Chin zdecydował się na wykorzystanie technologii blockchain.

Jak wygląda jednak system sądów internetowych w Chinach? Aktualnie trzy istniejące sądy mają swoje siedziby w Pekinie (Beijing Internet Court), w Hangzhou (Hangzhou Internet Court) oraz w Guangzhou (Guangzhou Internet Court). W zakresie ich kompetencji znajduje się między innymi rozstrzyganie konfliktów w transakcjach biznesowych, wycieków danych prywatnych czy przynależności internetowej własności intelektualnej, a także sporów dotyczących zakupów online, usług internetowych, pożyczek, praw autorskich lub domen. Pekiński sąd otwarty jest 24 godziny na dobę. Według danych podanych przez Zhanga Wena, prezesa sądu, zasiada w nim 38 doświadczonych sędziów, każdy z co najmniej 10-letnim doświadczeniem.

Jednak to nie sąd w stolicy Chin będzie pionierem w kwestii wykorzystania blockchaina. Internetowy sąd w Hangzhou będzie używał tej technologii w celu ochrony twórców tworzących online przed plagiatorstwem. Na podstawie technologii blockchain utworzony został system rozstrzygania spraw online. Za pomocą platformy, sędzia, po zalogowaniu, może akceptować wnioski oraz sprawy sądowe, a także zostaje upoważniony, by zarządzać internetowymi procesami poprzez transmisje na żywo. Powód może zweryfikować tożsamość sędziego poprzez przyznane przez rząd ID lub konto w serwisie Alipay.

Dlaczego akurat Hangzhou, a nie Pekin? Ponieważ w tym mieście żyje bardzo dużo twórców internetowych. Dystrykt Binjiang jest nawet nazywany „wioską pisarzy”, którzy to przez lata zmagali się z piractwem, a udowodnienie, że skradziona własność tak naprawdę należy do nich, często graniczyło z cudem. Największym problemem tych spraw był fakt, iż pisarze, by udowodnić swoją rację, często pobierali zawartość (wcześniej przez nich udostępnioną) lub też prezentowali zrzuty ekranu. Obie jednak formy był odrzucone jako dowody przez to, że są one bardzo łatwe do sfałszowania, co czyniło je bezużytecznymi.

Niedawny raport wskazywał, że to właśnie procedury sądowe są największym utrapieniem dla pisarzy, którzy chcą walczyć o ich ukradzioną własność. Tutaj właśnie pojawia się blockchain – Hangzhou Internet Court wierzy, że nie da się w jakikolwiek sposób sfałszować dowodów, które wgrane będą na platformę opartą na blockchainie, dzięki jego zdecentralizowanej i otwartej naturze.

Użycie blockchaina chwali sobie jeden z sędziów sądu w Hangzhou, Wang Jiangqiao: „(…) blockchain przynosi wiele zysków dla twórców dzięki jego odporności na wszelkie manipulacje, co pozwala na efektywne śledzenie takich danych jak autorstwo, czas powstania, zawartość czy, co najważniejsze, dowód naruszenia/skradzenia własności”.

Całość systemu ruszyła zaledwie parę miesięcy temu, ale już przyczyniła się do przechylenia szali na jedną ze stron. W tym samym czasie, kiedy powstawał system, toczył się proces między jedną z firm z siedzibą w Hangzhou (powód) oraz firmą technologiczną z Shenzen, która bezprawnie wykorzystała materiał zabezpieczony prawem autorskim. Kluczowe było wgranie przez powoda kodu źródłowego ze strony oskarżonego na platformę blockchainową, co przesądziło o stwierdzeniu ich prawdziwości.

Internetowe sądy same w sobie są ciekawą inicjatywą, a wykorzystanie w nich technologii blockchain może jedynie usprawnić ich działanie. Już teraz widać, że pomysł chińskich władz przynosi wiele korzyści, więc miejmy nadzieję, że więcej państw podchwyci tę ideę i wprowadzi do swoich systemów sądowych.